Hagiuda Koichi , szef planowania politycznego rządzącej w Japonii Partii Liberalno-Demokratycznej, powiedział w środę w czasie wizyty w Tajpej, że jego partia będzie aktywnie wzmacniać wymianę i współpracę z Tajwanem. Na spotkaniu z prezydent Tsai Ing-wen stwierdził, że Tajwan jest „bardzo ważnym partnerem” Japonii i podkreślił, że „obie strony podzielają uniwersalne wartości i mają bliskie stosunki gospodarcze” oraz często dochodzi do wymiany międzyludzkiej. Partnerzy zgodzili się również sprzeciwiać próbom zmiany status quo siłą i wspólnie zająć się praktykami przymusu gospodarczego, w odniesieniu do zwiększonej presji militarnej i handlowej Chin na Tajwan. Wcześniej tego dnia inny japoński ustawodawca, Keiji Furuya, który przewodniczy ponadpartyjnej grupie parlamentarnej promującej stosunki japońsko-tajwańskie, podkreślił znaczenie pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej w przemówieniu na Forum Yushan w Tajpej.
Ambasada Chin w Tokio tego samego dnia zaprotestowała przeciwko wizytom japońskich polityków na Tajwanie podczas obchodów Święta Narodowego, wzywając Japonię do „zaprzestania wysyłania złych sygnałów do sił” niepodległościowych na Tajwanie i zaprzestania prób wykorzystania Tajwanu do powstrzymania Chin.
Muszę napisać, że rosnąca asertywność Tokio wobec Pekinu jest bardzo zaskakująca. Przez lata japońscy eksperci i politycy mówili bardzo ogólnikowo o Chinach, czy obawach, jakie budzą w Japonii rewizjonistyczne ambicje KPCh. Można jednak ich zrozumieć. W 2014 roku, kiedy wybuchł kryzys w kwestii wysp Senkaku (chińskie: Diaoyu), Amerykanie zignorowali japońskie ostrzeżenia. Co prawda Obama powiedział wtedy, że wyspy są objęte Traktatem o wzajemnej współpracy i bezpieczeństwie między Stanami Zjednoczonymi a Japonią z 1960 roku. Powtórzył jednak, że Waszyngton odmawia opowiedzenia się po którejkolwiek ze stron w sporze o suwerenność na Senkaku oraz wezwał Chiny i Japonię do rozwiązania sporu w drodze dialogu. Szczyt naiwniactwa!
Nic dziwnego, że Japończycy uważali, że zachodni partnerzy nie są gotowi do poważnej rozmowy o ChRL. Zmieniała to trochę prezydentura Trumpa, ale prawdziwym impulsem była rosyjska agresja na Ukrainę. W Tokio chyba uznano, że czas ucieka, a przynajmniej część zachodnich decydentów jest już gotowa do dyskusji. Kiedy grono eksperckie mogło się zastanawiać jeszcze pięć lat temu, czy w razie inwazji na Tajwan, Waszyngtonowi uda się namówić Tokio do interwencji, dzisiaj raczej można być pewnym, że to Japończycy będą naciskali Amerykanów do działania. Jak widać przestali się też kryć z poparciem dla Tajwanu.
